HA!
Przebrnęłam przez wszystko, co wcale nie było tak trudne, jak niektórzy podejrzewali. Wbrew pozorom, czytanie i opiniowanie nie jest tak straszne, jak się malować, a i owszem, może. Na pewno nie dla muy zuy’a. A może obyło się bez rwania włosów z głowy tylko dlatego, że konkursowych biografii nie było dużo...
Było ich, wszak, raptem 8 i większość z nich przesadną, a może taką w sam raz, długością nie grzeszyła. I nie zamierzam tu stwierdzać, że krótkie biografie są złe, albo przedstawiać jakiegoś innego, równie absurdalnego poglądu. Z długości nie rozgrzeszałam, a to między innymi dlatego, że do całego tego „pisowania” podejść można było co najmniej dwojako. Jak? Już tłumaczę. Biografia to słowo pod którym, o dziwo, zawiera się wcale nie taka uboga w treść definicja. Biografię można napisać niemal w każdej formie, co, może nie doskonale, ale widać na konkursowych pracach. Jedni napisali lepsze lub gorsze opowiadania, skupili się na historii, wydarzeniach. Inni zajęli się opisaniem całej życiowej otoczki - emocji, uczuć, obrazów i w pewien sposób stworzyli swoją kolejną charakterystykę. Jeszcze inni uznali zapewne, że nie opłaca się opisywać niczego, co wydarzyło się już FABULARNIE. I wszyscy w jakiś sposób mieli rację.
Co mnie ucieszyło, to fakt, że większość, bo nie wszystkie, biografii nie traktuje o wszechmocnych bohaterach, na cześć których wszyscy wiwatują. Osierocone za młodu dzieciaczki też nie ociekały tu zwyczajową dawką dramatyzmu - i dobrze. Znalazłam za to dość sporawą ilość błędów logicznych, które natrętnie pałętały mi się między wszelkimi innymi usterkami. Postanowiłam jednak nie wytykać tego wszystkiego publicznie ( ku uciesze jednych i zawiedzeniu drugich ) i oszczędzić sobie dziesięciu tysięcy wywodów, których i tak nikt by nie przeczytał. Gdyby jakiś ciekawski osobnik chciał jednak przeczytać psychoanalizę swojej twórczości, to wie, w jaki środek „leśnej komunikacji” wsiąść musi.
I bez przesadnej skromności stwierdzić mi pozostaje, że i tak najbardziej podoba mi się moja własna biografia - a myślcie sobie, co chcecie.
Wyłonienie zwycięzcy przyszło mi zadziwiająco łatwo, większy problem miałam z obsadzeniem pozostałych miejsc na sztandarowym pudle. Szczególnie tego najniższego z medalowych. W związku z tym musiałam sobie wszystko wypunktować w sposób zupełnie absurdalny i, jak się okazuje, zupełnie zbędny. Ale o zwycięzcy może później. Najpierw posłuchajmy o nagrodach.
Zdobywca pierwszego miejsca otrzymuje: jakże zaszczytną możliwość zadania mi na PW jednego głupiego pytania (”Jeeej, naprawdę wygrałem/am?”) i zasypania mojej skrzynki podziękowaniami - to powinno chyba starczyć, nie sądzicie?
Drugie miejsce to już nagroda nieco gorsza, więc i bonus nieco gorszy będzie. Nie ma mowy o zasypywaniu mi skrzynki czymkolwiek, za to uradowany medalista może: dopisać sobie 2 zaklęcia, na które pozwala mu ranga (bez treningu), 250 leśnych ogników, uścisk dłoni pani prezes i 20 punktów statusu
Ostatni elf na podium dostaje nagrodę symboliczną, ale nie mniej ważną: 10 punktów statusu i 150 leśnych ogników, jednorazowy kupon na skrócenie 'zabawy w kuźni' o połowę i tabliczkę czekolady.
A teraz do sedna - miałam ogłosić wyniki i oto je ogłaszam:
Pierwsze miejsce decyzją jednego, ale jakże cudownego sędziego, zajmuje Aerandir, którego dziennik choć trochę punktów natracił, to i tak został oceniony najwyżej. W każdej skali. Z tym jednym miejscem, o dziwo, nie miałam problemów. Ciekawie, ładnie napisane i forma, która się wybija z tego nielicznego tłumu.
Drugie i trzecie miejsce, stety lub niestety przyznane zostaną ex aequo.
Srebro we dwójkę, czyli po połowie, zdobywają Alastor i naginający zasady Jednooki. Ten drugi pan wparował do konkursu na chwilę przed jego zakończeniem i zmusił mnie do umysłowego wysiłku. I namieszał. Oj, namieszał.
Poza tą trójką, na pudle zmieścić się muszą jeszcze dwa elfy. Nie wiem jak to zrobią, ale to już nie mój problem. Trzecie miejsce ex aeguo zdobywają Sesio i Yenshu. nagroda znowu na pól (no, poza kuponem). Ot tak!
Żeby odebrać nagrodę należy zgłosić się po nią w tym temacie, kto tego nie uczyni - nagrody nie dostaje. W przypadku miejsc ex aequo - taką nieodebraną nagrodę zgarnia współwygrany/
Nagroda publiczności też zostaje przyznana ex aequo i wędruje do Aerandir’a i Maiev - mogą podzielić się zaszczytem, rzucić w rozszalały tłum. Dopisać sobie po 10 punktów statusu i 50 leśnych ogników wstawić sobie w miejsce odpowiednie taką oto beleczkę (Aer^^):
.
No i datki od publiczności przyjmować mogą. O.
A Panowie Aer i Sesio bonusowo dostają gwoździa. Na pół.
I naprawdę dziękuję wszystkim pozostałym. Gdybym miała przyznać wyróżnienie to pewnie otrzymał by je Shuguar, ale wyróżnień nie ma. Gratuluję wszystkim i przepraszam, ale nie da się na pudle upchnąć takiej zgrai. Niestety.
Jak ktoś swojej nagrody nie chce, to, rzecz jasna, może ją komuś odstąpić.
Ach, a zwycięzca może spać spokojnie. Oprócz wymienionej nagrody dostaje jeszcze: [b]Możliwość nauczenia się 3 zaklęć, które są o rangę wyżej niż nasza, może dopisać sobie 4 zaklęć swojego poziomu bez treningu, dostaje jednorazowy kupon na skrócenie „zabawy w kuźni” o połowę, 500 leśnych ogników i 30 punktów statusu. I całusa.[b]
|