Yenshü - 2010-01-26 20:53:38

Zapraszam Qwowadis'a i B.I.G'a
-------------------------------------------------------

Stoicie w dwójkę przed wejściem do koszar. Przed wami ciągnie się długi i ciemny korytarz w którym co paręnaście metrów wiszą żyrandole ze świecami dające słabe światło. Ze środka co jakiś czas słychać różnego rodzaju odgłosy (treningu, żeby nie było hehe). Po nogach ciągnie wam niemiłosierny chłód. Na liście obok wejścia jest napisane małymi literami:
Qwowadis - Sensei Yenshü - sala 18
...
...
...
Notorious B.I.G. - Sensei Yenshü - sala 18

------------------------------------------------------
Waszym zadaniem jest opisanie wrażeń na temat spotkania, dojścia tutaj, potem do sali (Nie opisujcie jej)

Qwowadis - 2010-01-27 17:48:49

Obudził się rano. Chyba rano. Tak przynajmniej mówił mu zegar biologiczny. Westchnienie. Pogładził się ręką po włosach i twarzy. Po chwili marudzenia wstał i ruszył do pomieszczenia obok. Gdy tam się znalazł od razu ruszył do wielkiej bali pełnej wody.
Zanurzył w niej całą głowię. Chwilę odczekał po czym wynurzył się i chwycił ręcznik leżący na zydlu obok. Wytarł głowę i ubrał w ubrania, które rzucił tu na podłogę dzień wcześniej... Właśnie w tej chwili przypomniał sobie wczorajszy dzień... Mocne wino... Dwie piękne nagie elfki oraz tego cholernego brodacza, który teraz leżał gdzieś w dole przy Karczmie pod "Mokrym Piachem". Zaśmiał się w duszy po czym chwycił swoją dębową laskę oraz kawałek chleba z serem i wybiegł ze swojego pałacu.

Wybiegł przez wrota swojego pałacu w ostatniej chwili zamykając je. Wybiegł na cesarska drogę numer 5. Biegł potrącając wszystkich znajdujących się na ulicy. Spieszył się bo wiedział, że to ten dzień. Koszary dziś otworzą przed nim w końcu drogę do krwi... i zemsty.

Po drodze zjadł czerstwy chleb i wczorajszy ser. Skręcił na zachód zmieniając drogą na ścieżkę nazwaną chyba dla żartu "Nagi Muchomor". Przebiegł koło targowiska. Manewrował między zgrajami elfich gangów i band rabusiów i morderców nocnych. Przewrócił jakąś starą elfcką babę, która prawie - ale tylko prawie jebn***... go śmierdzącą rybą.
W końcu po tam długim biegu znalazł się na placu... wbiegł po dużych, twardych, kamiennych schodach i w końcu znalazł się przed tablicą ogłoszeniową koszar. Szukał listy rekrutów... Czytał między wierszami szukając swojego imienia... W końcu znalazł...

Qwowadis ujrzał swoje imię na liście... Uśmiechnął się lekko... Ale nie z powodu, iż jest na liście. Zaśmiał się ponieważ nie będzie sam na treningu.
No... no... Czas na trening. I w gruncie rzeczy ciekawe kim jest ten drugi... Notorious? B.I.G?  - Powiedział sam do siebie ni to głośno ni to szeptem jak by nie przejmując się czy ktoś to usłyszy... czy usłyszy to ten niby rekrut obok niego... Czy ktokolwiek inny...

Sala numer 18 - przeszła mu myśl przez głowę po czym zaczął się kierować długim korytarzem w głąb koszar.
Szedł powoli, opierając się na swojej dębowej lasce, zakryty w swój obszerny płaszcz... Wzdychnął. Nienawidził tego smrodu w koszarach. Smrodu jaki wiele razy czuł chodząc z ojcem lub wujem albo i dziadkiem po koszarach krasnoludów, koboldów czy gnomów (czy może goblinów?). Nieważne. Smurd w koszarach jest ten sam. Smar nazywany oliwą do nacierania butów. Smród oliwy do cięciw. Smród Ostrzonego uzbrojenia... W końcu smród z kuchni wojskowej.

Westchnienie Qwowadisa. Kolejne. Przeszedł schodami na niższy poziom. Na niższym poziomie prześlizgnął się pomiędzy ścianą a kilkoma elfami bijącymi młodego rekruta, który chyba zapomniał o ważnej rzeczy... jeśli jesteś slaby to jesteś nikim. Ten elf zakrwawiony, który błagał o litość był śmieszny i był nikim. Obecnie był papką dla tych elfów, chwilą wytchnienia przed treningiem, był ich zabawką. A czy sam Qwowadis był taki? Myśli czasem go tak nachodziły ale w gruncie rzeczy dochodził do jedynej odpowiedzi, słusznej odpowiedzi dla niego. Odpowiedź brzmiała Nie... Zaśmiał się w duchu... Ile razy już mu się w życiu zdarzyło by ktoś go uznał za słabego i by go zlekceważył? hmm?

Skręcając w korytarz na lewo do sal treningowych, Qwowadis przypomniał sobie elfa, który przebywał na uczcie u jego rodziny kilka lat temu. Historia dość zabawna ze względu na to, iż był to weteran... On powinien wiedzieć by nie lekceważyć przeciwnika... A jego zlekceważył. I co? Czy opłacało się to mu? Jemu Nie... Qwowadisowi tak... teraz przynajmniej miał piękny kielich z jego czaszki.

Po chwili marszu i rozmyślania stanął przed salą numer 18... Oparł się o ścianę przed drzwiami. Odetchnął głęboko. Oto i chwila prawdy. Ale co to za prawda? Ze co? Ze byle trening i byle mentor pokaże co to walka... strach... i reszta tych pierdół? Zaśmiał się. Nie, nie tutaj... Nie ten mentor... on już to wszystko wiedział... teraz chciał tylko pokazać mentorowi jak skończy jeśli go zlekceważy. teraz chciał pokazać światu i temu mentorowi co będzie się działo z tymi na górze tam na powierzchni kiedy w końcu rozkażą mu iść tam i zabić ich wszystkich.
Zapukał do sali, spojrzał na korytarz czy ujrzy swojego towarzysza niedoli, treningu i czym to tam jest. Po chwili wszedł do środka sali. I zaczęło się...

Notorious B.I.G. - 2010-01-28 22:26:14

Promienie światła które wpadły przez małe okienko do mojego pokoju obudziły mnie z lekkiego snu. Nie umiałem za bardzo spać. Całą noc myślałem co będzię; Podobno ten mentor jest okropny wszystkich oblewa.
Zdenerwowany wstałem z łóźka dalej rozmyślając co będzie....
A jeśli mi się nie uda ? Zostane zwykłym śmieciem...nikim...
Ale co będę źle myślalał !
wszystko będzie dobrze ! Uda mi się ! Musi mi się udac ! Nie ma innego wyboru !

Tak więc sam do siębie ''mrucząc'' ubrałem się.... I wyszedłem z domu aby wymyć się w pobliskim jeziorku...
Musze zrobić jakieś wrażenie na swoim nowym mistrzu
Wszedłem do wody.... Była zimna, wrecz lodowata... Dla tego szybko się przemyłem i ubrałem się w ubrania które pozostawiłem przy jeziorku.
Powoli zacząłem iśc w strone koszar powtarzając sobię pod nosem będzie dobrze.... Będzie dobrze...
Idąc powoli w stresie nawet nie zauważyłem kiedy już byłem pod koszarami...
Będzie dobrze .... Będzie dobrze
Rozpączełem się rozglądać... Nagle zauważyłęm kartke... Sala 18...Sala 18.... CHWILA!!!
Qwowadis ??? Więc będzie dwóch uczniów ? ojej..... wiem że ten cały Qwowadis ma aż 20 lat !! Napewno będzie bardzo doświadczonym elfem !
Niccc.... Będzie dobrze.... Będzie dobrze....

Powoli zacząłem iśc w strone sali 18.... oczekując  wszystkiego....

Yenshü - 2010-01-29 17:05:35

Stałem na końcu sali i czekałem aż wejdą.
Sala była duża, równomiernie oświetlona. Połowa podłogi wyłożona była materacami, wszędzie poustawiane były tarcze strzelnicze i manekiny. Broń leżała poukładana na stojakach. Przy ścianach znajdowało się kilka drabinek.
Miałem nadzieję, że zupełne podstawy opanowali jeszcze w przedszkolu, bo teraz nie miałem czasu i ochoty by to powtarzać. Stanąłem na środku sali i pomachałam w ich kierunku.
-Halo! Tutaj jestem! Wszystko, co zaraz zobaczycie, musicie opanować możliwie szybko. W innym wypadku będziecie sobie mogli jedynie pomarzyć o posługiwaniu się bronią.
Wykonałem w sekwencji salto w tył i przód oraz przerzut w bok na jednej ręce. Następnie podbiegłem do ściany i wbiegając na nią kawałek, odbiłam się od niej mocno stopami wykonując kolejne salto. Zatrzymałem się i popatrzyłam na nich wyczekująco.
-Do roboty!

Qwowadis - 2010-01-30 12:43:50

Qwowadis uśmiechnął się złośliwie patrząc na mentora a później na towarzysza treningu. Po chwili gdy mentor skończył sekwencje Qwowaids zdjął szatę kryjącą jego ramiona i brzuch i klatka piersiową zostawiając tylko owinięty fragment na twarzy. Spod grubej warstwy płaszcza ukazały się twarde więzadła mięśni na ramionach oraz biały materiał mocno związany przy pasie, który ściśle przylegał do klatki piersiowej.

Qwowadis zrobił szybko kilka podstawowych ćwiczeń rozluźniających i rozgrzewających jego ciało. Wiedział, że najgorsze podczas treningu to zakwasy oraz skurcze mięśni, które mogą zawsze wykończyć bardziej skutecznie niż jakiekolwiek rany. Zrobił więc kilka przysiadów, pompki, rozgrzał mięśnie nóg oraz rozluźnił mięśnie na karku.
Wiedział, że ta sekwencja została specjalnie stworzona by nikomu nie powiodło się jej wykonać za pierwszym razem. Jednak może tym razem się inaczej wszystko potoczy?

Mroczny elf cofnął się kilka kroków po czym zrobił szybko 4 kroki, przy piątym podskoczył na jednej nodze i zrobił salto w przód lądując na kolanie. Ah... Źle zaczął. Szybko wstał i znów się cofnął. Zrobił tym razem 5 kroków przy czym już przy 5 korku nogi były bliżej siebie. Podskoczył na obu nogach (prawa bardziej z przodu, lewa odrobinę z tyłu) i zrobił idealne salto do przodu lądując na obud nogach z wyciągniętymi na boki ramionami jak gdyby tańczył balet. Szybko bez zastanowienia, w pełnej koncentracji odbił się i zrobił salto do tyłu i  wylądował w tej samej pozycji w jakiej zaczynał salto do przodu. Mając prawą nogę bardziej z przodu łatwiej będzie mu zrobić przewrót w lewą stronę. Wychylił się więc w lewo jak gdyby miał spać jak kamień w wodę... Niestety w lewej nodze poczuł ucisk, skurcz w lewej łydce. Źle stanął i dlatego teraz musiał paść i jedynie asekurować się prawą nogą i lewą ręką by nie połamać sobie kości w lewej nodze.

Wyjął z kieszeni patyk, i ostrzejszą końcówką przebił sobie miejsce gdzie męczył go skurcz w łydce. Szybko przybyła ulga. Była to chwila o którą się bał musiał wiec teraz odciążyć lewą nogę.

Szybko wykonał więc salto w przód z miejsca, ledwo ledwo udało mu się. nie czekając na nowy oddech zrobił salto do tyłu i już mając lewą nogę z przodu tym razem wykonał przewrót w prawą stronę obierając się na prawej dłoni. Udało się. Wylądował idealnie w pozycji dzięki, której będzie mógł idealnie teraz wbiec na ścianę.

Rozbiegł się szybko i wbiegł lekko na kawałek ściany, odbił się mocno nogami od ściany. Wykonał salto. Wykonał sekwencje... Ale jakim kosztem. W czasie lotu poczuł ucisk w udzie lewej nogi i na stronie prawej. Wylądował idealnie po czym szybko położył się na ziemi. Zaczął masować miejsce występowania skurczy. Źle... Będzie źle jeśli nie pozbędzie się tych skurczy. Przebił sobie patyczkiem udo, powoli nastąpiła ulga i popłynęła odrobina krwi z miejsca skurczu.

Eh... Mentor z ciebie czy kat? Ilu elfów przechodzi u ciebie trening? Bo patrząc na skurcze jakie mam po tym pierwszym ćwiczeniu to chyba 0... - Powiedział to na głos po czym dodał powiedział coś do siebie... po chwili uśmiechnął się i położył głowę na podłogę podciągając do siebie lewą nogę.

Czekał na na tego drugiego, jak jemu pójdzie... Może złamie noge? Hmm...

Yenshü - 2010-01-31 21:03:05

Obejrzałem wyczyny uczniów i niemal zanudziłem się na śmierć. Byli tak cholernie słabi, że szkoda gadać. Jeden z nich pokazał, że umie co nieco.
Dobra widzę, że Ci się nudzi.-Powiedziałem do leżącego ucznia.
Puki twój partner nie skończy masz powtarzać tą sekwencje. Poleżysz sobie jak skończysz koszary. A i staraj się nie ubrudzić sali krwią...- Rzuciłem do niego po czym zacząłem głaskać mojego węża.

--------------
Big jeżeli jeszcze raz będę musiał czekać na odpis ponad 24h - wylatujesz.

Qwowadis - 2010-02-01 16:30:59

Prychnął na mentora i zaśmiał się radośnie jak by właśnie zrobił wielkiego psikusa komuś.

-Drogi mentorze o sale to ty się nie martw i moją krew... byle twoja własna krew nie musiała nigdy spryskać twojej cudnej szaty... - Wstał i poprawił swój turban na głowie i twarzy po czym dodał odwrócony przodem do mentora - A mówię to tylko i wyłącznie w trosce o wasze zdrowie i bezpieczeństwo mentorze bowiem trening chyba jeszcze się nie skończył? - powiedział to z taką powagą, iż prawie można było nie wyczuć tej ironii w jego słowach. Ukłoni się po czym wstał i chyba można uśmiechnął... choć nie dało się dostrzec tego spod zawiniętego wokół twarzy kawałka materiału, ale dostrzec można było błysk w oku... ten chamski, pełen ironii i pewności siebie błysk z oka.

Wyprostował się po chwili. No scenka się udała. Znaczy teraz trzeba pokutować i wracać do tej cholernej sekwencji. Sprawdził swoje lewe udo. Przestało już krwawić i nie czuł już nawet bólu jak na początku.

Ustawił się kawałek bardziej z boku..., żeby przypadkiem metron nie podstawił mu nogi czy czegoś podobnego. Był czujny i skupiony. Po takim nauczycielu można się było wszystkiego spodziewać... od wiecznie nieśmiertelnego pakietu ćwiczeń "Padnij! Powstań" po labirynt pełen głodnych krokodyli i wilków... węży i pająków.

Zrobił szybko kilka dodatkowych ćwiczeń rozluźniających mięśnie. Z jakieś 5 minut przygotowywał lewą nogę do nowego wysiłku po czym nieśpiesznie zabrał się do wykonywania ćwiczenia. Pogwizdując lekko jakąś mało znaną krasnoludzką piosenkę (warto dodać, iż bardzo sprośną) zrobił z miejsca salto, salto do tyłu i bach.

Nie lubił akrobatyki ani innych takich pierdół. Ale teraz dopiero zrozumiał słowa ojca gdy mówił, że w przyszłości się to odbije... A teraz trzeba się wziąć do roboty i naprawić to zaniedbanie. Raz mu się dziś w końcu to udało... i to za drugim razem... Zabrał się więc twardo do ćwiczenia. Mając nadzieje, że nie złamie sobie wszystkich kości... a czujne oko mentora go obserwowało.

Powtarzał ową sekwencje bez ustanku... próba po próbie by dojść do chociaż dobrego wyniku. Coraz to nowe skurcze, zadraśnięcia i siniaki pojawiały się na jego ciele ale Qwowadis wstawał szybko i rozpoczynał wszystko od nowa.

W końcu po już nie wiadomo, którym powtórzeniu... Wstał i spojrzał się przed siebie. Czuł, że kolana uginały się pod nim. Czuł płynący przez jego ciało strumień potu... krwi z kilku małych ran oraz gorąca. Był zmęczony. Ale wiedział, że lepsze to niż podpadnięcie tu i teraz temu "Dupkowi, którego nazywał mentorem.
Spojrzał na nogi... Obite, obolałe... Z miejsca zrobił salto... wylądował nierówno... ale wylądował. Wziął głęboki oddech... Salto do tyłu. kolejny oddech. Przewrót w prawą stronę. I Od razu z miejsca... bieg ku ścianie... kilka korków... odepchnięcie... chwila manewrowania w locie przy lądowaniu... I koniec... Padł na ziemie dysząc i charcząc spod kawałka materiału na twarzy wyglądały zmęczone oczy.

Ja mam dosyć... Mam nadzieje, że ten dupek skończył tą cholerną sekwencje i, że to już koniec na dziś bo w innym wypadku to powiem ci od razu... wypchaj się tym swoim cholernym pakietem ćwiczeń dla sadystycznych sukinsynów... - Powiedział to po czym padł głową na podłogę... Dysząc ciężko ze zmęczenia zdjął materiał z głowy. Ukazała się duża, cholernie czarna blizna/szrama na jego lewym policzku  oraz długie zawinięte białe włosy. I usta wykrzywione we zmęczonym ale i wkurzającym uśmiechu... Oddychał juz powoli nosem

Yenshü - 2010-02-02 15:47:08

Gdy Big starał się zrobić salto przyleciała jego mama. Stwierdziła, że zapisał się on do koszar bez jej zgody i jest jeszcze za mały aby być wojownikiem. Chwyciła go za ucho i wyprowadziła z klasy. Patrzałem z boku na całą sytuację.

Potem patrzyłem na poczynanie Qwowadisa. Dał radę ale jakiś słaby był. W pewnym momencie padł na ziemię i zaczął coś pyskować. Użyłem zaklęcia Mrok i szybko posłałem porządnego kopniaka w twarz ucznia.
Naucz się zaciskać szczękę jak chcesz coś głupiego powiedzieć dzieciaku.-powiedziałem. Miałem zamiar całkiem go zabić, w końcu dostałem pozwolenie na zabijanie uczniów ale pomyślałem, że wtedy nie dostanę kasy...
Może i Kat ale masz się do mnie mówić "Panie Mentorze". Zrozumiałeś szczeniaku ?

Qwowadis - 2010-02-02 16:02:28

Zacisnął z bólu szczękę... Przed oczami widział jakieś błyski. W uszach słyszał pisk... głośny. Uderzenie było dość mocne to też Qwowadis potrzebował chwili by się otrząsnąć po tym ciosie poniżej pasa. Gdy jednak już był bardziej przytomny wypluj przed nogi mentora, obok jego głowy, krew i ślinę która już mu się nazbierała. Wstał powoli na równe nogi i wyprostował się stojąc plecami do mentora. Bolały go plecy, skurcze nie ustępowały... a do tego ten cholerny mentor tak go traktuje.
Po chwili odwrócił się do mentora...
-Jeśli to miała być jakaś aluzja... to już ją zrozumiałem... - patrzył na mentora już z większym szacunkiem niż na początku. Miał przed sobą niezłego bydlaka... ale ten bydlak jest niezłym sukinsynem... to mu się podobało. Może to nie będą zmarnowane jednak chwile. - A tak po za tym... Nie gadasz do psiaczka... wiec nie szczeniak... Nazywam się Qwowadis... Qwowadis Czarna Szrama... - przejechał palcem po swojej szramie nad lewym okiem aż po koniec lewego policzka.

Po chwili wyprostował się. Obszedł mentora i stanął za jego plecami wpatrzony w ścianę.

-Więc drogi Mentorze... Czy teraz możemy już zacząć... - obrócił głowę i spojrzał na odwróconą głowę mentora - ...trening?

Yenshü - 2010-02-02 16:15:25

*tak... ta postawa bardziej mi się podoba.*-pomyślałem odchodząc i podnosząc mój zeszycik.
Tak, zaczynamy. Ale musimy chyba zacząć od czegoś prostego skoro byłeś na tyle słaby aby ktoś Ci zrobił tą bliznę....-Powiedziałem do ucznia. Wystawiłem nieco bardziej na środek sali drewnianego manekina z wystającymi kołkami i porządnie go przymocowałem.
No skoro już wstałeś to się nie obijaj i zaczynaj.-powiedziałem klepiąc manekina.
Na początek 100 uderzeń i 100 kopnięć. Każdą kończyną.-powiedziałem i usiadłem i zacząłem czytać książkę.

Qwowadis - 2010-02-02 16:48:39

Przyjemniaczek... tak, na sto procent to był przyjemniaczek. Bydlak jakiś co go (xD)  nie kochał tata. Ale cóż mentora się nie wybiera. Spojrzał się na mentora.

-Wiesz... zapewne nie tak słaby jak ty... ale miałem chwile zapomnienia gdy pewna cholera mi to zrobiła. Jednakże nie przejmuj się o mnie... owy sukinsyn dawno gnije już na bagnach.-
Spojrzał na manekina. Spojrzał znów na mentora... Spojrzał na książkę. Zaśmiał się w głębi duszy. Połamie zapewne nogi na tym manekinie a jego nauczyciel grzeje dupę na krześle i czyta jakąś książkę. Ale co jest gorsze? Połamane kończyny? Czy męczenie się z tym pajacem bo bolą elfa już wszystkie mięśnie?

-[i]TO może chociaż jakąś maść na potłuczenia przyniesiesz? Czy może już praca mentora w ogóle człowieka rozleniwia?
- Mówiąc to podszedł do manekina.

Spojrzał się na swojego "przeciwnika". Poklepał go po "głowie". - Witaj wielki wojowniku... Jesteś gotowy na bęcki? - Elf zaśmiał się gdy to powiedział. Po chwili zadał pierwszy cios. Szybki, prosty cios z lewej pięści prosto w korpus. Następny identyczny z prawej. Odskok i kopniak z lewego kolana. Kolejny z prawej, z lewej pięści. Kolejne ciosy z nogi, kolana, stopy... Ciosy zaczęły powoli podwajać się. Szybki początek. Cios za ciosem. Cios z kolana, z łokcia w głowę manekina, kopniak w kołek. Cios za ciosem. Kopniak za kopniakiem. Gdy był w połowie zadania ciosy stały się powolniejsze. Odskoczył i wziął głębszy oddech. Podbiegł do manekina i zaczął zadawać kolejne ciosy z prawej i lewej ręki. Kolejne kopniaki z nogi szybowały prawie jak sztylety i silna klinga prosto w manekina, który właśnie czuł na swojej skórze jak to jest jak tarcza czy włócznia idzie w drzazgi.
Powoli jednak Qwowadis się męczył. Znowu. Nogi bolały. Skurcze przybierały na sile. Drzazgi wbijały się w nogi i ręce. Powoli jego ciało zaczęło pokrywać się rozmazaną od ciosów krwią. Każdy kolejny cios był coraz trudniejszy do wyprowadzenia. Ale nie mól się poddać. Nie teraz. Musi w końcu wyjść z cienia i pokazać, że może być najlepszy... Był wściekły. Był naprawdę wściekły teraz. Na siebie. na Ojca. Na Mentora. Zadał kolejny kopniak z lewego kolana w manekina w korpus. Wiedział, że musi dalej bić... Bił... Resztkami sił jakie jeszcze miał obecne... zaczął walić w manekina. Qwowadis był jednak kawałem chłopa więc musiało to się stać. Następne ciosy chociaż nieporadne zaczęły powoli miażdżyc drewno i zostawiać wklęsłe ślady od ciosów z odrobiną krwi.

Po chwili skończył. Padł na ziemie. I po raz kolejny padł zmęczony na ziemie. Nie by wytrzymały. Niezbyt... Teraz to już nie da rady wstać...

Spojrzał na swojego nogi... całe zakrwawione i opuchnięte... Z rękoma nie było lepiej. Wyczuł, że to już nie jest kilka skurczów... jego całe ciało było jednym wielkim skurczem... Salta, wygibasy, ciosy i kopniaki... To za dużo jak na jeden cholerny trening... Jedno za drugim... cholera... nie mgół teraz paść... Powoli wstał na obolałe i zakrwawione nogi. Spojrzał na mentora...

-Ej... Wiem, że książka jest zapewne cholernie ciekawa... ale ja już skończyłem... co dalej? Mam rąbnąć jeszcze 100 razy z głowy? Czy może polatać na golasa po koszarach? - Gdy skończył mówic powoli podszedł do mentora oddychając głęboko i masując lewą dłonią prawy bark.

Yenshü - 2010-02-02 17:02:34

Gdy stałeś nade mną i zacząłeś coś sapać walnąłem cię z łokcia w brzuch. Potem parę kopnięć w żebra. Nagle było słychać jakiś trzask.
Co ty aż tak słaby jesteś ? Co to żebro chyba poszło co ? Może to Cię nauczy odnoszenia się do mnie z szacunkiem. Poprawiłem sobie bluzę i wychodząc z sali kopnąłem go jeszcze w tył głowy. Leżałeś bez sił na ziemi i po chwili do sali wpadło 2 elfów z noszami. Wrzucili cię na nie i zanieśli do szpitala...
--------
Opisz jak byłeś leczony i parę dni później wróciłeś  do sali. Gdy wszedłeś robiłem akurat pompki.

Qwowadis - 2010-02-02 17:38:44

Qwowadis obudził się. Powoli otworzył oczy... Jednak od razu je zamknął gdy światło wdarło się pod jego czaszce przez oczy. Czuł ból. Kręciło mu się w głowie. Czuł ból na całym ciele, pod czaszką, w szczęce, w mięśniach... nawet w kościach... Wziął głęboki oddech... Słyszał jakieś rozmowy obok niego i nad nim. Przez mocno zaciśnięte oczy nic nie wdać ale mógł być pewien, że ktoś stoi nad nim. Pewność zyskał gdy ktoś zaczął mu na silę otwierać zaciśniętą z bólu szczękę... Gdy miał już otwartą na maksa szczękę poczuł jak coś wlewa mu się do jamy ustnej. Po chwili czyjeś dłonie zacisnęły mocno szczękę Qwowadisa. Elf zmęczony i obolały nie opierał się i połknął gorący płyn. Po chwili zemdlał...

___

Gdy znów się obudził przypomniał sobie poprzednie przebudzenie i tym razem nie podnosił tak szybko powiek. Odczekał chwile... A gdy czuł, że jest już wystarczająco przytomny... otworzył oczy. Ujrzał dużą sale. Białą sale. Kilka pustych łóżek i swoje dolne partie ciała zabandażowane... A więc był w przykoszarowym lazarecie... Cóż nie trudno się było dziwić... Po bliskim spotkaniu 3 stopnia z wrednym mentorem mógł się spodziewać tego, że tu trafi... dobrze, że żyje chociaż...

Po chwili do sali przyszła miła i naprawdę ładna elfka, która zaczęła masować obolałe mięśnie ramion elfa. Po chwili Qwowadis dowiedział się, że leży tu już 5 dzień, że był nieprzytomny, że majaczył i, że miał złamane 3 żebra, lewą rękę oraz mocno obite nogi. Naprawdę było miło mu z tego powodu. Przez następne 3 tygodnie elf kurował się. Zmieniano mu opatrunki. Dawano leki przeciw bólowe. A miła i bardzo ładna elfka przychodziła każdego dnia w nocy o północy masować jego zbolałe mięśnie...

___

Po 3 tygodniach Qwowadis obudził się po raz ostatni w lazarecie. Powoli wstał ze szpitalnego łóżka i ubrał się w swoje ciuchy, które leżały obok. Zjadł ostatni posiłek z lazarecie ze swoją miłą towarzyszką upojnych nocy po czym opuścił cudowny kurort 5 gwiazdkowy jaki był owy lazaret.

Gdy stanął w jaskini wziął głęboki oddech. Pomyślał chwile opierając się o kolumnę lazaretu po czym poszedł do koszar. Tak... miał mało chyba. Dostał guza i nadal chciał tam iść... Qwowadis ty chory człowieku. No cóż. Poszedł tam. Poszedł tym samym korytarzem, tymi samymi schodami... w końcu wszedł do tej samej sali... do sali treningowej numer 18!

Gdy wszedłem do sali zobaczyłem swojego oprawce mentora robiącego pompki. Spojrzałem się uważnie na niego. Zamknąłem delikatnie drzwi...

-Witaj drogi mentorze. Mam nadzieje, że nie rozpaczałeś zbyt obficie za mną. Również mam nadzieje, że myśl o mnie nie zbyt przeszkadzała ci w twoich innych zajęciach... - Jak samobójca spojrzał się na swojego mentora z uśmiechem pełnym ironii - Ostatnia lekcja była zaiste bardzo pouczająca i ciekawa... Czy możemy zatem kontynuować ją? - kończąc zdanie zdjął swój płaszcz i szaty jak ostatnio i rzucił je obok pod ścianą...

Yenshü - 2010-02-02 18:06:02

Oczywiście witaj słaby kundelku. Możesz zacząć od mycia podłogi ze swojej plugawej krwi. Gdzieś za szafą znajdziesz mopa.-powiedziałem obracając się i zaczynając robić brzuski. Cały czas obserwowałem Qwowadisa.

Qwowadis - 2010-02-02 18:17:54

O... cholernie w nastroju jest. Cóż lepiej już tym razem nie podskakiwać mu... Chociaż aż tak się prosi by mu dać w ryj. Qwowadis westchnął. Podszedł do szafy stojącej w niedużej wnęce i chwycił jakieś stare, pordzewiałe wiaderko i wysłużony mop, którym pewnie nie pierwszy raz męczony był rekrut.

Zaczął bez przekonania czyścić starą zaschniętą krew... Bogowie... Co za leń z tego mentora. Żeby mu się nie chciało tego sprzątnąć. A ta krew tu leżała prawie miesiąc. No cóż... Ale lepiej znów nie wyskakiwać z kolejnym żarcikiem. Ten mentor nie lubi żarcików chyba. Qwowadis powoli ale stanowczo zmywał i ścierał zaschniętą krew. Zastanawiał się czy opłacało mu się to postępowanie względem mentora? Pshi... Stanowczo nie... Ale cóż Qwowadis nie potrafił inaczej zachowywać się względem takich dupków jak jego obecny nauczyciel.

Po niespełna półtorej godzinie Qwowadis odłożył mopa z wiadrem za szafkę i wrócił do mentora. Kiwną głową na znak, że skończył...

-Mentorze moja plugawa krew została już zmyta... - Powiedział to po czym spojrzał się w oczy mentora... oczekując najgorszego... zemsty mentora...

Yenshü - 2010-02-02 18:24:51

Widząc szczyptę pokory w zachowaniu ucznia podszedłem do niego i poklepałem go lekko w potylice.
No od razu lepiej. Qwoawdis tak ? Dobrze pamiętam ?-powiedziałem spokojnym głosem do niego.
[b]Mam nadzieję, że nie jesteś już taki zmęczony jak ostatnio. Rozgrzej się i widzisz tego manekina na środku. Masz Blokować jego ciosy.
----------
Była to zwyczajna Duża kłoda w której był zastosowany mechanizm. Górna i dolna cześć były niezależne więc czasem szły uleżenia na nogi a niekiedy na ręce. Uderzał z dość sporom siłą.

Qwowadis - 2010-02-02 18:51:20

Hm... Słysząc takie spokojne słowa od mentora był nieźle zdziwiony i skołowany. Nie myślał już wcale by pyskować. Czuł szacunek wobec niego. Taki szacunek jak weteran wojenny przed weteranem... albo chociaż młodzik przed weteranem... Powoli odprężył się...

-Tak... Qwowadis... - Spokojnie już i bez napięcia na mięśniach podszedł kawałek do manekina. Zaczął rozgrzewać zależałe mięśnie. Zrobił kilka przysiadów, kilka rozciągających ćwiczeń na nogi i ręce, kilka pompek. Szybko poczuł słabość po tak długim pobycie w lazarecie. Odbiło się to nieźle. Nawet teraz czuł ból po ciosach mentora...

Po chwili spojrzał się na mentora i na manekina. Zwykłe blokowanie co? Hm... Będzie znowu boleć? Pewnie tak... Znów coś złamie? Zapewne... A więc jednak mentor to nadal skurwiel... Zabije mnie przez ten cholerny trening...

Podszedł do manekina... W tej samej chwili mentor włączył mechanizm manekina zabójcy... Cios na nogi... Blok!  Radość Qwowadisa była duża. Kolejny cios z góry na ręce. Unik głowy i blok rąk. Kolejny atak na ręce był jednak szybszy niż kolejny blok rękami... Dostał w lewą... tą złamaną biegną lewą rękę... Padł na kolano. Dostał od manekina jeszcze z dołu w twarz i poleciał kilka metrów do tyłu.
Zamroczony i zdziwiony wstał z podłogi. Bogowie... on naprawdę się zależał z tą elfką za bardzo w tym cholernym lazarecie... A teraz nie mógł zrobić tak banalnego ćwiczenia z tym cholernym manekinem. Podszedł do niego ostrożnie. Mechanizm znów poszedł do przodu. Manekin zaatakował go tym razem od góry... przygotował się i przyjął postawę do bloku. Przyjał impet na prawą rękę... Lewą podpierał łokieć prawej.  Atak z dołu... Szybciej... Blok z lewej nogi... prawa podparcie. Kolejny atak z dołu... podskok... atak z góry... blok lewą ręką... Auć. Bolało...
Szło opornie... Czuł zakwasy. Długi czas nie korzystał z mięśni. Nie rozgrzewał ich w szpitalu a więc teraz miał problem. Wziął głęboki oddech. Kolejny już atak z góry... blok z barku... atak z dołu... blok z kolana i  pomoc z prawej ręki opartej o ziemie. Kolejny atak... blok... Kolejny z góry... nie zdążył. Zarobił w prawy bark. Odskoczył w bok przed kolejnym ciosem manekina z góry... Oparł się zmęczony o kolana. Wziął kilka głębokich oddechów. Zahamował się przed odruchem wymiotnym... Spojrzał się na mentora... *No nie... czy znów pokaże przed tym dupkiem jaki ze mnie cholerny kundelek?" Pomyślał po czym podszedł drugi raz już do manekina...

Machina poszła w ruch... Atak z góry... Blok na obie ręce. Cios z dołu. Blok z luźnej nogi i lekki odskok nad ciosem. Kolejny z góry... odparcie ciosu z łokcia. Już lepiej... Mięśnie powoli przyzwyczajały się do temat... Po kolejnych kilku godzinach prób Qwowadis mól już mówić o prawie idealnych blokach przenoszących impet ciosu na samego manekina dzięki czemu nie czuł takiego bólu przy blokowaniu...

W końcu odskoczył od manekina... potrzebował chwili na oddech... nie czuł już prawie płuc. Prawie zapomniał o bożym świecie przez tego manekina... twardy bowiem to przeciwnik...
Po chwili wyprostował się i spojrzał na mentora...

Może... Uf... Może jakaś 15 minutowa przerwa szefie? - głęboko oddychając oparł się znów o kolana... Kilka godzin zabaw z manekinem to nie zabawa w piaskownicy...

Yenshü - 2010-02-02 19:00:18

Widziałem jak Qwowadis blokuje ciosy manekina. Szybko się wprawił. Aż miło patrzeć. Może jeszcze coś z niego wyrośnie...
Spokojnie nigdzie mi się nie śpieszy. A i ostatnio mówiłeś coś o jakimś żelu na siniaki i opuchliznę. Niestety nie mam, ale w szafie na dole jest mała lodówka a w niej worki z lodem. One na pewno zmniejszą ból...

Qwowadis - 2010-02-02 19:15:36

...Spojrzał się zdziwiony na mentora. Qwowadis nie wiedział czy to może jakaś zaraza czy może wygrana w tootka sprawiła, że mentor zachowywał się tak ... miło. Ale wolał ze robić sobie z tego żartów. Natomiast lód... taaa... przyda się. Oczywiście nie zastanawiał się czy to miała być tylko jakaś jego cięta uwaga...i, że tak naprawdę nie proponuje mu lodu... ale...

Powoli podszedł do szafy i zajrzał do lodówki. *Cud... CUDA!* Bogowie zmieniam zdanie na temat tego sukinsyna. To jednak dobry człowiek... A lód... Cud nie lód. Wziął jeden woreczek. Podszedł do swoich rzeczy pod ścianą i wyciągnął z nich jakiś nit o ręcznik to to szmatkę w która zawinął lód. Powoli przyłożył sobie do barku.
Odwrócił się w stronę mentora. Podszedł kawałek do niego po czym usiadł pod ścianą przyglądając się ścianie przed nim... była piękna... surowa... nic innego jak surowa ściana nie było piękniejsze tu w sali treningowej... nie wymagała skupienia na sobie.

-Chyba źle zacząłem trening i to wszystko... - Spojrzał się teraz na mentora -Jak widać dupek ze mnie... amator i żółtodziób... ale cholernie ambitny dupek i amator, który chce do czegoś tam dojść a bez tego tutaj, bez pana nie dam rady to już widzę... Mam nadzieje, że da się zatrzeć wspomnienia z tamtego niemiłego wstępu miesiąc temu? - uśmiechnął się przed siebie po czym wziął lód w lewą rękę i przycisną sobie do karku. -Chociaż chciałem jeszcze dodać, że dawać w kość to pan potrafi panie mentorze... to dodam bez ogródek... Cholernie ciężka rękę mentor ma...

Yenshü - 2010-02-02 19:22:52

kMiło mi to słyszeć. Troszkę mnie poniosła no ale widzę, że doszedłeś do siebie. Spokojnie pamiętliwy nie jestem więc nie ma problemu. Jak patrzałem na twoje uniki, były całkiem sprawne. Jeżeli masz ochotę to opowiedz mi coś o swoich poprzednich latach, zanim tu trafiłeś. - powiedziałem już z miłą miną.
A i możesz mi mówić Yenshü - Yen.-Dodałem szybko.

Qwowadis - 2010-02-04 13:05:37

Spojrzał się z bardziej uśmiechniętą i spokojniejszą miną do mentora. *Może jednak nie jest takim dupkiem na jakiego wygląda?* Zaśmiał się w głębi duszy. Spojrzał się znów na ścianę po drugiej stronie sali. Zaskoczył go... bardzo Qwowadisa zaskoczyło to co powiedział mentor. I to pytanie... Co powiedzieć? Może odmówić odpowiedzi... A może powiedzieć? ... ale ile? Wszystko? W cholerę... mentor chce poznać jego życie...

-Hehe... Eh. Przez ostatnie kilka lat... tak naprawdę byłem wolnym strzelcem. Nieważne było co... ważne za ile. Byłem najemnikiem. Bardem. Obijałem się jednak i o te bardziej nielegalne prace... Byłem kurierem gangów później kolesiem od filowania przy włamach... zakończyło się jako zabójca... Później ucieczka przed strażnikami... Kilka tygodni pracy w lazarecie. Wiadomo tam pokój dla pracowników... cicho... nikt nie pyta to mogłem przesiedzieć nagonkę. Gdy pewne sprawy przycichły wziął mnie pod swoje skrzydło kowal na swojego asystenta. Niestety i tam długo nie pracowałem... Trochę jako rzeźnik... Robotnik... Zielarz... Było trochę tego. Nic jednak na dłuższą metę. Miesiąc, góra dwa... Aż w końcu pomyślałem, że może tu wpadnę do wojska... Ale nie pytaj co sprawia, że człowiek tak zaczyna żyć od roboty do roboty... Nawet ja sam już straciłem dla tego rozum po co to wszystko... - Westchnął. - ... Ale dajmy spokój mojej nudnej historyjce... Co taki wojak jak ty robi tutaj? Dlaczego nie na polu walki? Dlaczego szkolisz takich dupków jak ja... i takich smarkaczy jak BIG? - Spojrzał się na Yena pytającym wzrokiem.

Yenshü - 2010-02-04 17:21:59

-To już nie jest takie ważne.-powiedziałem.
To jak lepiej się już czujesz bo można by wrócic do treningu.  Twoim zadaniem będzie połamanie tej belki jednym kopnięciem.
Gdy przyjrzałeś się porządnie przymocowanej w pionie desce miała ona wysokość 50 cm, szerokość 10 cm i grubość 10 cm.
Powodzenia.

Qwowadis - 2010-02-04 18:03:51

Westchnął na odpowiedź mentora. *Niezbyt wygadany*. Qwowadis wstał. Wziął głębszy oddech i spojrzał się jeszcze raz na belkę... *Trochę roboty będzie z tym* Pomyślał po czym obmacał mięśnie prawej nogi. *Napięte jak struny* Przeszła smutna nowina przez jego szare komórki... Bo napięte mięśnie to złe mięśnie... Może łatwo zrobić sobie teraz kuku...

Wziął głębszy oddech po czym podszedł do belki... jego nowego drugiego problemu zaraz po mentorze dupku. Wziął lekki zamach nogi i zasadził potężny kopniak w belkę... Belkę, która zaraz... *Auć*... Qwowadis leżał na ziemi z obolałą nogą. Zagryzł wargi. Zacisnął pięści. Po chwili pojękiwania jak wściekła trzynastka... wstał. Wyprostował się i spojrzał się kolejny raz na belkę. Qwowadis był właśnie wkurzony. Otworzył szerzej oczy... wziął lekki rozbieg... Odchylił prawą nogę do tyłu... Z CAŁEJ SIŁY WYPROWADZIŁ KOPNIAK PROSTO W ŚRODEK BELKI! ... Belka zajęczała... ale nic po za tym... i kilkoma drzazgami. Elf westchnął... Czeka go długie kopanie...

Stanął naprzeciw belki... I zaczął systematycznie w równych odstępach kilku sekund zadawać pojedyncze silne kopniaki... prosto w znienawidzona belkę... prosto wtą marną... okropną... paskudną... wredną... okropnie twardą belkę!

*Nienawidzę cię belko* Zawył w myślach po czym zadał kolejnego bobu belce kolejnym silnym kopniakiem z prawej nogi.

* Jak cię złamię to wezmę cię... podpalę i zrobię sobie pieczoną baraninę!* Wrzasną w myślach na tępą belkę niechcącą sie poddać pod nawałnicą kopniaków Qwowadisa. Był wściekły bowiem noga zaczynała go coraz bardziej boleć... Ale lepiej to zrobić szybko i boleśnie niż potem się użerać z tym jednak cholernym mentorem.

*Co on sobie myślał? K... Ja mu coś powiedziałem... On też mógł... A ja? Na cholerę mu cokolwiek gadałem? Jasna Cholera... Po co? Po CO?* Karcił siebie i mentora w myślach gdy po kolejnym, kopniaku belka zasyczała... Elf oprzytomniał i zostawił wariacką sprawę gadania z mentore w innym świecie... Spojrzał się na belkę. Cała obita i pełna drzazg... Przez ten czas trochę zmiękła i kruszała od ciosów... Qwowadis uśmiechnął się. *Wystarczy mocny kopniak i pęknie... Taki z rozbiegu...* Uśmiech znikł z twarzy... zrozumiał, że z prawej nogi już tego nie zrobi bo złamie sobie ja zapewne przy takim ciosie. Zrobi więc to z lewej...Prosto z kolana...

Wziął dość spory rozbieg... Lekko do tyłu lewa noga... Zgięcie... Wykop... I łup! Elf wygramolił się na ziemię pudłując o dobre 20 cm od belki... Poślizgnął się na wiórach, które powstały od licznych ciosów z nogi w belkę. Zmiótł je szybko nogą po czym powtórzył wszystko... Wziął jeszcze raz rozbieg... Głęboki oddech. Lekko odchylona lewa noga do tyłu... Wykop! Desa Jęknęła... Ale nie pękła... Padł na kolana z bólu.

Elf spojrzał się na belkę.
-Cholerna belko! Pęknij w końcu! A NIE MĘCZYSZ MNIE CAŁY CZAS! Czy ja prosze o tak wiele!? Pęknij... tylko tyle PROSZĘ! BŁAGAM CIĘ PĘKNIJ DO JASNEJ CHOLERY!
Wkurzony całym tym treningiem i tą belką Qwowadis wstał i zamachnął się z całej siły prawą nogą w belkę... A ta o dziwo nie stawiała oporów... Pękła z łatwością jak wykałaczka do zębów...

Qwowadis z lekkim skurczem w kolanie padł przed złamano Belką... Uśmiechnął sie lekko zdziwiony... Ale po chwili oprzytomniał, wstał strzepał z siebie kurz oraz resztki belki. I spojrzał się surowym wzrokiem na belkę...

- I po co się stawiałeś? - zaśmiał się wesoły z siebie po czym odwrócił się do mentora... - Yen... Już nie będzie belki, która będzie męczyła następne pokolenia rekrutów... Ja ją zabiłem... To była dopiero bestia! Prawdziwy słoń! I ją ubiłem! (xD)

Yenshü - 2010-02-04 19:51:44

Tak ubiłeś a jakie masz straty? Obolałe nogi, ledwo chodzisz... W dodatku powiedziałem jednym kopnięciem.-Wyciągnąłem drugą belkę.
Powtórka. Masz ją rozwalić jednym kopnięciem...-powtórzyłem.

Qwowadis - 2010-02-04 20:07:57

Spojrzał się wściekle na mentora to na belke numer 2. *Stary cholerny capie był jeden kopniak. Dupku na twą cześć nazwę ją Belka Yen...* Zasyczał w myślach po czym podszedł do nowej belki. Wziął głęboki oddech.

- Jeden kopniak... jeden Kopniak... Ja ci K... Dam jeden kopniak... - wrzeszczał przed belką... Zaciskał pięści. Był wnerwiony. Bolały go nogi... Wszystko już go bolało. A tu jeszcze druga belka. - Przecież rozwaliłem tamtą belkę jednym kopniakiem... czego ty jeszcze chcesz... Żebym połamał sobie wszystkie nogi... tak... tego chcesz... - Wrzeszczał na całą sale rycząc jak lew... albo jakiś nędzny kundelek wściekły na mentora. - To jest niewykonalne do zrobienia... Do tego trzeba tygodni... miesięcy... lat ćwiczeń by mieć na tyle silne mięśnie by przełamać belkę tym jednym cholernym kopnięciem... Ale teraz... teraz to jest nierealne... Może gdyby mnie mięśnie nie bolały... kości... może... po dziesiątym razie by się udało ale.... nie jednym kopnięciem... - Zaczął łazić w ta i z powrotem przed belką jak by przed wyrokiem... jak by stał przed katem, który ma zaraz odrąbać mu łeb. Myślał co może zrobić... jeśli nie uda mu się znów to da mu ten cholerny dupek kolejną belkę zapewne. W końcu stanął przed belką - TO NIE JEST DO ZROBIENIA! - Odwrócił się do mentora. Równie dobrze mógłbyś kazać mi iść szukać kwiatu paproci w styczniu... K... mać... - Odwrócił się znów do belki. - A ty chcesz czegoś takiego... Tak cholernie banalnego dla ciebie ale nie dla mnie... Chcesz bym ją rozwalił tak! To MASZ ROZWALĘ JĄ... Ale nie jednym kopnięciem... Bo nie da sie tego zrobić... NIE DA - Wrzeszcząc i krzycząc z bólu i wściekłości Qwowadis niespodziewanie szybko ruszył prosto na belkę... Odwinął mocno prawą nogę do tyłu. MOCNY WYKOP PROSTO W ŚRODEK BELKI! MOCNY! WŚCIEKŁY... UDERZENIE... Jęk.. Pisk... Drzazgi...

Niestety. Chociaż pewnie oczekiwało by się przy belkę rozniosło na 100000 kawałków ta stała nadal... Jednakże... Centralnie po środku jej.. w miejscu uderzenia powstał wklęsły ślad po uderzeniu... Zgniotło aż połowę grubości belki... ale ta nie pękła na dwa kawałki.

Yenshü - 2010-02-04 20:25:19

Niestety. Chociaż pewnie oczekiwało by się przy belkę rozniosło na 100000 kawałków ta stała nadal... Jednakże... Centralnie po środku jej.. w miejscu uderzenia powstał wklęsły ślad po uderzeniu... Zgniotło aż połowę grubości belki... ale ta nie pękła na dwa kawałki. - nie rób z swojej postaci umber koksa. To jest niemożliwe aby po jednym ciosie  ją połamać.
-----------------------
Jak to nie jest realne ? Zobacz...- powiedziałem biorąc nową belkę. Podniosłem sztylet i zacząłem ja żłobić tak, że w miejscu łączenia miała może grubość zapałki. Kopnąłem lekko i pękło.
I co? Niewykonalne ? Pamiętaj. Wojownik to nie tylko kupa mięśni. Niekiedy trzeba pokombinować, podejść przeciwnika... Teraz dojdź do siebie...

Yenshü - 2010-02-06 17:28:10

Post niefabularny

Masz 48h od tej pory na odpisanie. Jeżeli tego nie uczynisz klasa zostanie niestety zamknięta.

Yenshü - 2010-02-08 19:11:09

Klasa zamknięta

GotLink.pl