-Dobrze.
Zabrała od niej list, pożegnała się i wyszła z domu. Potem starała się dotrzeć do domu naprzeciwko, ale mimo wszystko była ostrożna. Zanim wogule ruszyła się z miejsca rozejrzała się dokładnie i dopiero gdy stwierdziła, że jest bezpiecznie poszła, nie tracąc jednak czujności.
Offline
Przechodzisz przez ulicę.... Na samej ulicy była cisza... nikogo nie było w pobliżu... Podchodzisz do domu i pukasz do drzwi... Drzwi się otwierają, a przed twoimi oczyma ukazuję się młody elf... -Witam. W czym mogę pomóc??-mówi uśmiechając się do ciebie...
Offline
-Mam przesyłkę.
Jednak nie oddaje mu od razu listu. Nie do końca mu ufa. Dopiero teraz sobie uświadamia, że nie pytała nawet komu dokładnie ma oddać przesyłkę.
Offline
-Aha. Zapomniałem o przesyłce... Miał być to list od mojej dalekiej rodziny... Ale kto inny miał dostarczyć mi ten list... Co się stało z tamtą kobietą??-pyta się zamartwiony...
Offline
Jednak chyba może mu zaufać. Podaje mu list.
- Odpoczywa w domu, została napadnięta. Poprosiła mnie o pomoc.
Odpowiada.
Offline
-Aha. Dobrze dziękuję.-wchodzi na chwilę do wnętrza domu i wraca-Proszę oto zapłata.- Wręcza ci 200 leśnych ogników.
--------------------------------------------------------------
Dostajesz 200 leśnych ogników i +2 punkty statusu społecznego
Ostatnio edytowany przez Ranhar (2009-12-30 12:50:30)
Offline
Nowa misja.
Offline
Przez moment przestraszyła się i stanęła przyczajając się. Gdy ,,efekty" się skończyły, postanowiła zobaczyć co się stało. Ruszyła biegiem w stronę z których dobiegły odgłosy, przedzierając się przez zarośla. Gdy dotarła do miejsca, schowała się za krzakami i obserwowała nieruchomo.
Offline
Keira ujrzała niewielką drewnianą chatkę i przylegającą do niej porośniętą zielskiem małą stodołę. Widać mieszkał tam jakiś dziwak, skoro zakłada swoją siedzibę z dala od miast czy wiosek. A może lubi prywatność?
Przed owym budynkiem znajdował się krąg czerwonej trawy, skąd bił - obecnie słabo - zielony dym. Dookoła trawy latał z przejęciem jakiś mroczny elf. Zgarbiony, chudy jak szczapa staruszek, z siwą brodą do pasa. Trzymał w ręku jakąś szmatę i rozwiewał zielony dym. Obok niego popiskiwała słodko czerwona trawa.
Elf klął jak szewc, gdy tak biegał dookoła, starając się pozbyć dymu. Po chwili zmęczył się, usiadł na trawie i jął ocierać twarz chustką głośno oddychając. Teraz było widać, że był nieco osmalony.
Nie wyglądał groźnie.
Offline
Postanowiła podejść do niego, ale aby go nie przestraszyć postanowiła udać, że dopiero teraz dobiegła. Cofnęła się kawałek i zaczęła biec w stronę staruszka, starając się hałasować. Dopiero przed nim się zatrzymała.
-Nic Ci nie jest?
Spytała, pochylając się nad nim.
Offline
Staruszek zerknął na biegnącą do niego elfkę i przetarł ponownie twarz, aby zabrać z niej sadzę. Niebieską sadzę.
- A nieeee tam. Cholibka. Pewnikiem przesadziłem z dodawaniem którejś ingrediencji...
Staruszek wstał i otrzepał się. Ruszył pod ścianę domku, gdzie stała oparta o ścianę sękata laska. Staruszek chwycił ją pewnie w dłoń i chrząknął.
- Widzisz, pracuję nad pewnym eliskirem, lub proszkiem, dzięki któremu stałbym się sławny. Mhm. Nie wiem nad jakim, ale pracuję nad nim. - orzekł dumnie wypinając pierś. - A może zechciałabyś mi pomóc?
Zapytał i przyjrzał się Keirze. Tymczasem czerwona trawa zaczynała popiskiwać jakąś prostą melodię.
Offline
-Mogę Ci pomóc.
Popatrzyła na czerwoną trawę i zaczęła ruszać ręką w rytm który nuciła.
-Jak na razie, ta trawa jest czymś nadzwyczajnym.
Powiedziała z zachwytem w głosie.
Offline
Starzec machnął ręką zdegustowany.
- Bah! Zero przydatności z tej trawy. Ani mieszkańcy ani wojsko jej nie zechcą. Będzie piszczała dopóki nie zemrze, nawet w nocy. Wiem, bo trzy dni temu miałem podobną, fioletową, ale śpiewała barytonem... cholibka.
Starzec podrapał się w głowę, która niemal całkowicie mu wyłysiała i odkaszlnął.
- No! Nie ma na co czekać. Bierzemy się do roboty! - wykrzyknął i wszedł do chatki.
Po chwili wyszedł z niej trzymając w rękach pokaźny plecak, w którym aż chrzęściło od jakichś przedmiotów. Był ciężki, bo staruszek ledwo z nim szedł. Po chwili wrzucił go na siłę w ręce Keiry, której ugięły się nieco kolana. Ten tobół nie był lekki.
- No! Idziemy! Czas nam poszukać jakowyś składników. Nie ma na co czekać! Haha! - rzekł i ruszył dziarsko przed siebie w głąb lasu.
Offline
Plecak nawet trochę ważył, poćwiczy sobie trochę. Zarzuciła plecak na plecy i ruszyła za nim. Ona z chęcią chciałaby taką trawę. Może potem go o nią poprosi. Na razie zajęła się, obserwowaniem terenu i staruszka.
Offline
Początkowo nie było trudno. Staruszek co chwilę przystawał, wyrywał jakąś roślinkę z korzeniami. i wrzucał do osobnych buteleczek, które chował w plecaku. Dwukrotnie posłużył się łopatką oraz sierpem, które również znajdowały się w plecaku.
Dobre dwie godziny minęły na zbieraniu ziół.
Nagle staruszek pociągnął Keirę do siebie i ukrył w krzakach. Sam też się schował i wyjrzał ostrożnie, oglądając jakieś drzewo.
- Dobrze... - zaczął szeptać. - Widzisz tego ptaka?
Staruszek wskazał ręką na gałąź. Tam samiczka słowika wysiadywała jajka w gniazdku, od czasu do czasu czyszcząc piórka.
-Widzisz. Chcę, żebyś wzięła łuk i upolowała mi tego ptaka. - rzekł. Na pytające spojrzenie Keiry dodał: - Potrzebuję piór, serca i kości. Jeśli nie masz łuku, to w plecaku jest proca.
Staruszek odsunął się by zrobić elfce miejsce.
Offline