Staruszek wziął głęboki wdech i wyciągnął ręce przed siebie. Z jego palców wystrzeliła wibrująca mgiełka, która poszybowała w stronę kociołka. Mgiełka zanurzyła się w cieczy. Staruszek oddalił ręce od siebie. Jedną z nich uniósł do góry, co sprawiło, że ciecz zaczęła się unosić w powietrzu. Drugą ręką elf magicznie przesunął kociołek i skierował go w stronę domku. Naczynie grzecznie sunęło na krzywych kółeczkach i wkrótce uderzyło lekko o ścianę stodoły.
Widać staruszek nie chciał stracić kotła. Keira czuła, że prawdopodobieństwo, że to coś wybuchnie, rośnie z każdą chwilą.
Mroczny elf-alchemik-staruszek-mag rozluźnił jedną rękę i niespodziewanie cisnął kolejną chmurę magii na ciecz.
Efekt był łatwy do przewidzenia.
Całość zaczęła się palić potężnym płomieniem. Bulgoczący wywar miotał małe gejzery dookoła, jak mała planeta, w której uaktywniły się wulkany. Płonąca ciecz padała na polanę, nie przestając się palić.
Starzec krzyknął i cofnął ręce. Płonąca kula upadła na ziemię i rozpoczęła bój z trawą. Trawa jednak nie miała szans i ginęła w piekielnym żarze, stając się paliwem dla ognistego wroga.
- Łolaboga! Ratuuunkuuu! Pooożaaar! Gaście pożaaaar! - wrzasnął przerażony staruszek i poleciał w stronę studni.
Offline
Pomyślała, że prawdopodobnie ,,nie ma wszystkich w domu". To pewnie dlatego mieszkał sam. Gdy zaczął się ,,bawić" magią, pokręciła oczami. Normalnie wariat, komu ona pomaga?! Gdy tylko sprawy, wymknęły mu się spod kontroli, ruszyła do gaszenia pożaru. "Trzeba było zabrać więcej wiader z wodą" pomyślała. Natychmiast wylała wiadro wody na palącą się trawę bliżej lasu. Następnie pobiegła do studni i wyciągała wiadra z wodą, którą potem podawała staruszkowi.
Offline
Staruszek niósł swoje wiadro jak kaleka. Dobiegał do ognia z połową zawartości naczynia. Rozlewał ze strachu, albo ze starości. Chyba jedno i drugie. Jakoś wylewał tę wodę na ogień, ale niewiele się na to zdało. Płomień pożerał napotkane rośliny rozrastając się. To był naprawdę nienormalny ogień. Tak spalać świeżą trawę?
Potem staruszek gnał z powrotem dysząc jak miech. Kiedy doleciał do studni rzucił wiadro. Ledwie oddychał. Położył się na ziemi. Żył, bo jego pierś unosiła się w nieregularnym rytmie.
- Hhhyyyyy.....hhhyyyyy... - świszczał podczas oddechu.
Następna rundka mogłaby go zabić, lepiej nie ryzykować z tym podawaniem mu wiader.
Offline
Miała do dyspozycji tylko dwa wiadra. "Lepsze to niż nic" pomyślała. Napełniała oba wiadra, a potem gasiła pożar. Potem wracał biegiem z powrotem do studni, znowu brała wodę w wiadra i wracała z powrotem ratować trawę. Biegała tak parę razy, starała się jak najszybciej ugasić pożar.
Ostatnio edytowany przez Keira (2010-01-03 17:39:38)
Offline
Za siódmą rundką miałaś wrażenie, że niewiele się polepszyło. Najgroźniejsza była kupka zapalonej brei, do której nie sposób było się zbliżyć. Żar sprawiał, że podejść do tego było niemożliwe bez śmierci w upiornej temperaturze.
Przynajmniej to, że wywar przestał strzelać. Widać stracił na mocy. Teraz się tylko palił. Jednak na tyle, by płomienie sięgały 5 metrów.
Stawało się coraz niebezpieczniej. Pomniejsze ogniska zostały ugaszone, ale jak ugasić największe z nich, jeżeli nie można doń podejść?
Nagle nad głową Keiry poszybowała wielka masa wody. Otoczona migającą mgiełką runęła na płomienie wzniecając chmurę pary. Na szczęście obyło się bez odprysków, albo to woda ją zatrzymała. Po chwili po upiornym ogniu została tylko stężały wywar, wyglądający jak zastygnięta lawa. A dookoła wypalona była trawa.
Wystarczyło się odwrócić, by zobaczyć staruszka. Był wycieńczony fizycznie, przenosząc tak ogromny ciężar. Zdołał jeszcze tylko zerknąć na swoje dzieło i padł na ziemię by odpocząć. Żył, ale wymagał opieki.
Offline
Była zmęczona, ale gdy zobaczyła go takiego wycieńczonego, poczuła jakby wstąpiły w nią nowe siły. Podeszła do niego, urwała kawałek materiału zmoczyła w wodzie i obmyła mu twarz. Nie wiedziała, co jeszcze może zrobić. Na razie, na pewno powinien jeszcze choć chwilę poleżeć.
Offline
- Cholibka, zanieś mnie do domu, do diabła! Ja się tu zaziębię! - wycharczał.
Istotnie. Leżenie w tym miejscu po zachodzie słońca raczej nie zrobi dziadkowi na dobre.
Starał się sam podnieść, ale zaraz padł. Przynajmniej był przytomny.
Offline
Nie wiedziała nawet kiedy zrobiło się tak późno. Westchnęła cicho po czym wzięła się do przenoszenia go. Wzięła go z wielkim trudem na ręce i zaniosła do jego domu. Odnalazła wzrokiem łóżko i położyła go tam. Potem usiadła na najbliższym krześle. Ile jeszcze wrażeń ją dzisiaj czeka?
Offline
Doprowadzenie go do stanu używalności trochę potrwało. Prosił Cię o lekii różnego rodzaju, które sam sobie je aplikował. Mówił gdzie są - wystarczyło przynosić.
Podczas poszukiwań natknęłaś się na kryjówkę staruszka. Trzymał tam swoje pieniądze. Nie było to wiele, ale dziadek leży, pewnie nawet nie zauważy... a nawet jeżeli, to będziesz już daleko (Uwaga, kradzież to strata punktów statusu).
Poza tym, tyle ma tu przedmiotów, eliksirów, proszków... może warto zwędzić niektóre?
Po pewnym czasie staruszek przywołuje cię mówiąc:
- No, cholibka. Możesz już iść. Nie mogę ci wiele dać jako zapłatę, muszę z czegoś żyć. Ja tu już sobie poradzę sam.
Offline
Fakt dużo miał tego wszystkiego, ale ... zrobiło jej się go żal. Był sam, nie miał wiele. Zresztą ona była uczciwa. Podeszła do niego i czekała co on jej da.
Offline
W zamian za pomoc otrzymałaś od niego niewielką zapłatę. Ze spokojnym sumieniem wyszłaś z jego domostwa. Księżyc już błyszczał na niebie oświetlając biedne domostwo staruszka. Czerwona trawa śpiewała kołysankę wszystkim stworzeniom dookoła.
M I S S I O N C O M P L E T E D !
Za pomoc nieco dziwnemu, ale znanemu w okolicy, mieszkającemu w lesie mrocznemu elfowi otrzymujesz:
- 80 leśnych ogników,
- 3 punkty statusu.
Offline